Bezinteresowność Pana Boga. Jacek Salij OP. Oferta specjalna -25%. OFERTA PRZYGOTOWANA SPECJALNIE DLA CIEBIE. Jacek Salij OP. 0 opinie. Typ produktu. Wybierz opcję Książka Ebook. Książka 29,90 PLN 22,43 PLN.
Odkryj ostateczny powód stworzenia kobiety przez Boga w artykule „Dlaczego Bóg stworzył kobietę? Odsłanianie Boskiego celu”. Zagłębiamy się w relację biblijną i badamy wyjątkowe cechy i mocne strony kobiet, aby wypełnić swój boski cel.
Rozmawialiśmy już kilka razy o Bożym dziele osądzania w dniach ostatecznych. Dziś rzućmy okiem na tego, kto dokonuje dzieła osądzania. Wszyscy wierni wiedzą, że Bóg dokona dzieła osądzania wśród ludzi w dniach ostatecznych, że Stwórca objawi się ludzkości i będzie wypowiadał się osobiście. Jak więc Bóg dokonuje osądzania? Czy to Jego Duch ukazuje się na
Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd. Kiedy umiera bliska nam osoba: mama, mąż, brat wali się cały nasz świat. Nie rozumiemy i nie potrafimy zaakceptować takiej straty. Co wtedy, gdy w cieniu tej straty funkcjonuje także mały człowiek, który rozumie ją jeszcze słabiej niż my? Żałoba, szczególnie ta wczesna, to czas w którym z wieloma sprawami sobie nie radzimy (i mamy do tego prawo), nie potrafimy zatroszczyć się o siebie tak jak na co dzień. A oto musimy otoczyć szczególną opieką małego człowieka, dla którego śmierć osoby, która także jemu była bliska jest czymś abstrakcyjnym, z czym najczęściej styka się po raz pierwszy. Jak to zrobić? Czy w tej trosce jest miejsce na to, aby zabrać dziecko na pogrzeb? Naprawdę wiem, że sprawowanie nawet standardowej, codziennej opieki nad dzieckiem tuż po stracie bliskiej osoby jest niezwykle trudna. Niestety, wiem to aż za dobrze. Ja byłam jednak w o tyle łatwiejszej sytuacji, że pod opieką miałam niemowlę, które z powodu ciężkiej choroby Dziadka, widywało się z nim stosunkowo rzadko. Nie musiałam mu niczego tłumaczyć ani też pomagać mu w przejściu przez żałobę. Musiałam tylko funkcjonować tak, aby nie przytłoczył go mój ból po stracie, której nie był w stanie zrozumieć. Prawdę mówiąc, tylko to że musiałam zająć się Ignacym sprawiło, że byłam w stanie trzymać się w kupie. Przyznam, że właściwie nie zastanawialiśmy się szczególnie nad tym, czy powinniśmy zabrać dziecko na pogrzeb. Mając takiego malucha, zabierasz go z sobą wszędzie i właściwie była to automatyczna decyzja. Dodatkowo miałam świadomość, że kiedy ja nie będę w stanie się nim zaopiekować i zadbać o jego samopoczucie zrobi to mój narzeczony. Pojecie śmierci Maluch do około drugiego roku życia nie jest w stanie zrozumieć sytuacji śmierci bliskiej osoby. Decyzja o tym, czy zabrać dziecko na pogrzeb bazuje wtedy właściwie na tym, czy tego chcemy oraz czy jesteśmy w stanie zapewnić mu w tym czasie właściwą opiekę. Sytuacja jest bardziej skomplikowana, kiedy mamy do czynienia z kilkulatkiem. Dziecko w tym wieku sporo już rozumie, ale cały czas poznaje świat. Rodzice, pragnąc chronić je przed przykrymi doznaniami, bardzo chętnie pokazują mu jego pozytywne aspekty, pomijając te przykre, jak śmierć. Często nawet kiedy umiera pies lub chomik dziecko słyszy, że pojechał na wakacje, farmę itd. Jednak kiedy umiera bliska dziecku osoba, nie możemy udawać, że wyjechała i wróci. To jest po prostu kłamstwo, i to z tych wybitnie szkodliwych. Zanim zdecydujemy, czy zabrać dziecko na pogrzeb, musimy najpierw podjąć się wytłumaczenia mu, co właściwie się stało. Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci? Nie powinniśmy używać w rozmowie z dzieckiem wszystkich łagodnych określeń śmierci, jak np. odeszła, zginął, poszła do nieba itd. Takie określenia, choć zupełnie oczywiste dla dorosłych, mogą być dla dziecka niezrozumiałe. Dodatkowo mogą mu zasugerować, że taka strata jest odwracalna. Odeszła, ale wróci. Zginął, ale możemy go poszukać. Poszła do nieba, ale może przyjść z powrotem. Choć może to być dla nas trudne, dziwne, a nawet makabryczne, powinniśmy wytłumaczyć kilkulatkowi, na czym polega śmierć. Możemy nakreślić aspekty fizjologiczne: człowiek nie oddycha, jego serce przestaje bić, nie rusza się itd. Najważniejsze jednak, abyśmy powiedzieli dziecku, co to oznacza dla niego: że nie może już zobaczyć, odwiedzić babci czy pobawić się z tatą. W tym przypadku najlepiej jest mówić najprościej, czyli że bliska mu osoba umarła, już jej nie ma i nigdy nie wróci. Dlaczego to trudne? Bo to słowa, które nie chcą nam przejść przez gardło jeszcze długo po stracie bliskiej osoby. Słowa, których wypowiedzenie sprawi, że sami musimy w nie uwierzyć. Nie chcemy użyć ich wobec dziecka, bo boimy się, że ich usłyszenie będzie dla niego tak bolesne, jak dla nas. Tymczasem właśnie takich, szczerych i prostych słów potrzebuje dziecko, aby zrozumieć, co tak naprawdę się stało. Dziecko może zadawać trudne pytania w związku z stratą bliskiej osoby: Dlaczego ludzie umierają? Czy każdy umrze? Czy mama też umrze? Czy ja umrę? Powinniśmy przed rozmową z dzieckiem przygotować się do zmierzenia się z nimi. Dziecko na pogrzebie Kiedy rozpoczynałam dyskusję na blogu wspominałam Wam, że ten temat jakiś czas temu chodził mi po głowie. Mam młodszego, kilkuletniego Brata. Właśnie dlatego bardzo mocno zastanawiałam się nad tym, czy zabrałabym go na pogrzeb Taty, gdyby decyzja należała do mnie. Ani przez chwilę nie były to jednak łatwe rozważania. Kiedy zapytałam Was, czytelników, o to czy zabralibyście dziecko na pogrzeb bardzo wielu z Was odpowiedziało, że nie, ponieważ taka sytuacja może być dla dziecka zbyt trudna. Nie powinno ono oglądać smutnych i płaczących ludzi, bo będzie miało złe wspomnienia albo nawet traumę. Tylko że dziecko będzie cierpiało i będzie ze smutkiem wspominało stratę kogoś bliskiego, niezależnie od tego czy zabierzecie je na pogrzeb, czy też nie. Przecież, podobnie jak Wy, straciło osobę, z którą było związane. Podobnie jak Wy, odczuwa smutek i rozżalenie, mimo że może okazywać je w zupełnie inny sposób. I podobnie jak Wy, ma prawo się z bliską sobie osobą pożegnać. Jeśli dziecko wyraźnie powie nam, że nie chce uczestniczyć w pogrzebie, to oczywiście należy jego wolę uszanować. Trzeba jednak wytłumaczyć mu, na czym taki pogrzeb polega i dlaczego go organizujemy tak, aby faktycznie miało możliwość świadomie taką decyzję podjąć. W dyskusji pojawiło sporo głosów osób, które właśnie jako dziecko nie miały prawa decyzji co do uczestnictwa w pogrzebie i nawet w dorosłym życiu mają żal do rodziców, że nie mogli pożegnać bliskiej osoby. Decyzja o tym, czy zabrać dziecko na pogrzeb nie powinna zatem należeć tylko do nas, ale też do samego dziecka. Oczywiście, kiedy zamierzamy zabrać kilkulatka na pogrzeb, powinniśmy go do tego odpowiednio przygotować. Opowiedzieć o tym, czym właściwie on jest, co będzie działo się w trakcie, a także jak i dlaczego mogą zachowywać się ludzie. Mam wrażenie, że bardzo trudne wspomnienia, związane z uczestnictwem w pogrzebie w wieku dziecięcym, wynikają przede wszystkim z nieodpowiedniego przygotowanie przez rodziców lub nawet jego braku. Osobną kwestią jest jednak zabieranie dziecka do otwartej trumny. Taki widok rzeczywiście może być dla dziecka szokujący i trudny do zniesienia. Większość z Was, kiedy opowiadało, że ma ciężkie przeżycia, związane z uczestnictwem w pogrzebie, właśnie widok zmarłej osoby wskazywała jako najcięższe z nich. Ja ogólnie jestem przeciwna otwieraniu trumny w trakcie pogrzebu (uważam, że w pewien sposób uwłacza to godności zmarłego). Zdecydowanie lepiej, abyście Wy wspólnie z dzieckiem zapamiętali bliską osobę taką, jaka była za życia. Pozwól dziecku się pożegnać Są jeszcze inne powody dla których warto, choć to niełatwe, zabrać dziecko na pogrzeb. Jednym z nich jest to, że pogrzeb może pomóc mu urealnić pojęcie śmierci i lepiej zrozumieć pojęcie straty. Dodatkowo pogrzeb dla nas samych stanowi pewnego rodzaju domknięcie procesu pierwszych dni żałoby. Ważne, aby dziecko też miało taką możliwość uczestniczenia w wszystkich jej elementach, aby było mu łatwiej poukładać ją sobie w głowie. To naturalne, że rodzice chcą ochronić dziecko przez cierpieniem, związanym z stratą i uczestnictwem w pogrzebie. Równie naturalna jest jednak śmierć. Czy tego chcemy, czy nie, jest i będzie częścią naszego życia i dziecko, prędzej czy później, się z nią zetknie. Nie chodzi o to, że mamy na siłę opowiadać trzylatkowi o tym, że ludzi umierają. Kiedy jednak strata bliskiej osoby sama pojawi się w jego życiu, to naszym obowiązkiem jest mu tą stratę wytłumaczyć i pomóc zrozumieć, co się stało. Do tego potrzebny jest udział dziecka w wszystkich etapach śmierci, także w pożegnaniu. Dylemat nie powinien zatem dotyczyć tego, czy zabrać dziecko na pogrzeb, ale tego, jak je odpowiednio do niego przygotować. Co sądzisz o zabieraniu dzieci na pogrzeby? Czy Ty zabrałabyś/zabrałbyś swoje dziecko na pogrzeb? Może byłaś/byłeś już w takiej sytuacji? Jaka była Twoja decyzja? Opowiedz mi o tym w komentarzu. Dziękuję za Twoje odwiedziny na mojej stronie! Chcesz być na bieżąco? Polub mój profil na Facebooku lub Instagramie i nie przegap żadnego wpisu!
Na Straży 2008/5/09, str. 160 Poprzedni artykuł Wstecz Czy wypada pytać Pana Boga? Dlaczego, kiedy, gdzie, Panie? „Mówię do Boga: Skało moja! Dlaczego zapomniałeś o mnie? Dlaczego posępny chodzę, gdy trapi mnie nieprzyjaciel?” – Psalm 42:10 (BW). Dlaczego Bóg dozwala na zło w tym świecie? Dobrze to wiemy. Dzięki temu ludzkość zyska gruntowne doświadczenie do walki ze złem i pozna niezmiernie grzeszną naturę grzechu. Kiedyś byliśmy częścią świata i znajdowaliśmy się pod takim samym potępieniem jak inni. Ale dzięki obfitej litości i miłości Bożej wybrał nas On z tego świata i przemienił nas z królestwa ciemności do królestwa światłości. Dzięki wierze w ofiarę naszego Pana zostaliśmy usprawiedliwieni i nie podlegamy już potępieniu. W takim razie dlaczego Bóg dozwala na zło w naszym życiu? Dlaczego Bóg dozwala, byśmy cierpieli i smucili się? Takie pytanie na pewno przynajmniej raz w życiu przemknęło nam przez myśl. Kiedykolwiek Bóg zabiera nam naszych najbliższych, pytamy: Czemu, o Panie, zabrałeś tak drogą mi osobę? Dlaczego oddzieliłeś ją od nas? Czy każdy, kto idzie do prochu, ma Cię chwalić? Kiedy wszyscy naokoło są przeciwko nam i mówią na nas wszelkie zło, zniechęcamy się i pytamy Pana: Dlaczego? Kiedy w smutku nie mamy pocieszenia ani pomocy, pytamy Pana: Dlaczego? Kiedy jesteśmy oszukiwani mimo naszej szczerości, pytamy w sercu: Panie, dlaczego? Kiedy Bóg zdaje się być głuchy na nasze błagalne modlitwy, zanoszone przed Jego tron dniem i nocą, w frustracji czasem pytamy Pana: Dlaczego nie odpowiadasz na moje modlitwy, o Panie? Kiedy dotkliwie odczuwamy Bożą rękę nad nami, pytamy: Za co ta kara i jak długo Twój gniew będzie gorzał nade mną? A jeśli nie dostajemy tego, czego byśmy chcieli? A ci, którzy są przebiegli i bogaci, dostają wszystko, o czym tylko sobie zamarzą; i kolejne pytanie przemyka przez naszą myśl: Dlaczego? Kiedy tym, którzy nie wykazują poświęcenia dla Pana, powodzi się, kiedy zdaje się, że poświęcenie jest śmieszne i nie przynosi żadnego zysku, pytamy wtedy Boga: Dlaczego? Te i wiele jeszcze innych pytań przemykają się nam przez głowę. Więc dlaczego, Panie? Więc kiedy, Panie? Więc gdzie, Panie? i zastanawiamy się w myślach, czy robimy dobrze, czy źle. Czy to właściwe pytanie do Boga? Co o tym mówi Biblia? Nie ma nic złego w stawianiu pytań Bogu, ponieważ Jezus Chrystus sam powiedział: Mat. 7:7-8 „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą”. Sam Bóg wzywa nas, byśmy przyszli do Niego i „prawowali się z Nim”. „Chodźcie więc, a będziemy się prawować – mówi Pan!” – Izaj. 1:18. Zachęca nas też, byśmy przedstawili Mu swoje mocne dowody: Izaj. 41:21 „Przedłóżcie sprawę waszą, mówi Pan; ukażcie mocne dowody swoje, mówi król Jakóbowy”. Wersety te mówią wyraźnie, że nie ma nic niestosownego w zadawaniu pytań Bogu. Czy mamy w Biblii wspomniane, by ktoś zadawał Bogu pytania typu: Dlaczego? Kiedy? Gdzie? Co? Kto? Itp.? Tak! Wielu proroków tak robiło, np.: Ijob (7:21, 3:11), Habakuk (1:3), Mojżesz (2 Mojż. 5:22), Gedeon (Sędz. 6:13), a nawet Dawid – mąż według serca Bożego. Przypatrzmy się: Psalm 42:10 „Mówię do Boga: Skało moja! Dlaczego zapomniałeś o mnie? Dlaczego posępny chodzę, gdy trapi mnie nieprzyjaciel?” Kiedy czujemy w sercach smutek, a nie ma nikogo, kto by nas mógł podnieść na duchu, kto by mógł pomóc, zadajemy Bogu pytanie: Panie, dlaczego o mnie zapomniałeś? Podobnie i Dawid pyta się Boga, mówiąc w Psalmie 10:1 „Czemu, o PANIE, stoisz z daleka, [Czemu] ukrywasz się w czasach niedoli?” Kiedy oczekiwana pomoc nie nadchodzi, pytamy: Czemu, Panie? Nawet Dawid pytał się Pana: Dlaczego ukrywasz się w czasach niedoli? Psalm 22:3 „Boże mój! Wołam co dnia, a nie odpowiadasz, i w nocy, a nie mam spokoju”. Czasem tak jak u Dawida – na modlitwy nasze nie słychać odpowiedzi, mimo naszych błagań i płaczów zanoszonych i w dzień, i w nocy. Czujemy się równie sfrustrowani, rozczarowani jak Dawid, który miał wrażenie, że Bóg śpi, że trzeba go obudzić: Psalm 44:24 „Obudź się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się, nie odrzucaj nas na wieki!” Ten sam Dawid napisał w Psalmie 121:4 „Oto nie drzemie ani nie zasypia stróż Izraela”. I ten sam Dawid, który prosi Boga, by się przebudził, a przecież dobrze wie, że nie drzemie stróż Izraela!, mówi też, że Bóg ten przywiódł go do grobu: Psalm 22:16 „Wyschła jako skorupa moc moja, a język mój przysechł do podniebienia mego; nawet w prochu śmierci położyłeś mię”. Psalm 88:15 „Dlaczego, Panie, odtrącasz duszę moją, [Dlaczego] ukrywasz przede mną oblicze swoje?”. Dlatego mówi on w Psalmie 88:11 „Czy dla umarłych czynisz cuda? Czy zmarli powstaną, aby cię chwalić?” Kiedy odczuwamy nad sobą surową rękę Pańską, pytamy się we frustracji: O Panie, jak długo Twój gniew płonąć będzie nade mną? Dawid mówi w Psalmie 89:47 „Dopóki, Panie? Czy na zawsze będziesz się ukrywał? Czy gniew twój jak ogień płonąć będzie?”. Czasem, gdy nie było nikogo, kto by go zrozumiał, Dawid wylewał swoje serce przed Panem, mówiąc: „Kogóż innego mam w niebie, jeśli nie ciebie? I na ziemi w nikim innym nie mam upodobania!” – Psalm 73:25. Podobne odczucia są zapisane w Psalmie 77:2-5, 8-13: Głośno wołam do Boga i krzyczę, głośno wołam do Boga, aby mnie usłyszał. Szukam Pana w dniu mej niedoli, ręka moja jest wyciągnięta w nocy i nie mdleje. Dusza moja nie chce przyjąć pocieszenia. Gdy wspominam o Bogu, jęczę, gdy rozmyślam, duch mój omdlewa. Sela.(Zazwyczaj, kiedy w trudnościach myślimy o Bogu, otrzymujemy pocieszenie, a Dawid pisze, że kiedy wspomina o Bogu, duch jego omdlewa.) Trzymałeś otwarte powieki oczu moich, abym nie spał. (Wynika z tego, że jakby Bóg był odpowiedzialny za jego bezsenne noce.) Byłem zaniepokojony, tak iż nie mogłem mówić. Czy Pan na wieki odrzuca i nigdy już nie okaże łaski? Czy ustała na zawsze łaska jego? Czy cofnięta została obietnica jego na wieki? Czy Bóg zapomniał litości, czy w gniewie stłumił miłosierdzie swoje? Sela. Po zadaniu tych pytań, Dawid ujawnia ich przyczynę. Popatrzmy na „I rzekłem: To sprawia mi boleść. (Dawid tak naprawdę nigdy nie chciał zadawać takich pytań Bogu, czynił to z powodu boleści...) Dawid daje też rozwiązanie, jak przezwyciężyć tę boleść: „Wspominam dzieła Pańskie, zaiste, wspominam twoje dawne cuda. Rozpamiętuję wszystkie dzieła twoje i rozważam czyny twoje”. Oto rozwiązanie: pamiętać, co dobrego Bóg uczynił w naszym życiu, policzyć wszystkie błogosławieństwa od Pana, a wszystkie troski i zwątpienia odejdą precz. Zdarza się, że w życiu stawiamy pytania Bogu, kwestionujemy Jego zwierzchnictwo i mądrość. W takim wypadku zatrzymajmy się na chwilę, tak jak Dawid, wyliczmy wszystkie błogosławieństwa, które otrzymaliśmy od Pana. Z pewnością będziemy zaskoczeni wynikiem. Mówiliśmy już o Dawidzie i innych osobach, ale czy nasz Pan kiedykolwiek zadawał pytania Ojcu? Tak! Mamy o tym wspomniane w Mat. 27:46 „A około dziewiątej godziny zawołał Jezus głosem wielkim, mówiąc: Eli, Eli, Lama Sabachtani! to jest, Boże mój! Boże mój! czemuś mię opuścił?” Czy Bóg naprawdę opuścił Jezusa? Tak! Opuścił Go. Bóg obiecał w Biblii, że nigdy nie zaniecha nas ani nie opuści, ale nie obiecywał tego Jezusowi (Hebr. 13:5). Było to trzymane w tajemnicy aż do ostatniego momentu; w ostatnim etapie życia Ojciec opuścił Syna, bo wymagało tego Boskie prawo sprawiedliwości – Jezus miał zająć miejsce grzesznego Adama, tak byśmy mogli być zbawieni. Jeśli miał zająć miejsce grzesznika, musiał być On odrzucony przez chwilę od społeczności z Bogiem, tak jak grzeszny Adam był odrzucony poprzez wydalenie z ogrodu Eden. Bóg uczynił to w ostatniej chwili życia Jezusa, policzył Go za grzesznika i złożył na Nim wszystkie grzechy (2 Kor. 5:21). Był to gwałtowny szok dla naszego Pana, wielki trudny do uniesienia ból, bo nigdy nie spodziewał się, że własny Ojciec mógłby Go opuścić. Jezus zmarł z powodu złamanego serca (Psalm 22:15). Skoro sam Jezus stawiał pytania Bogu, więc nie musimy się martwić, że nasze pytania są niewłaściwe. Drodzy bracia, jaki jest zatem powód wszystkich prób i doświadczeń w naszym życiu? Dlaczego Bóg na to wszystko pozwala? Co o tym mówi Biblia? Przeczytajmy Mat. 7:13-14 „Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem przestronna jest brama i szeroka droga, która prowadzi na zatracenie, a wiele ich jest, którzy przez nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; a mało ich jest, którzy ją znajdują”. Jezus mówi tu o dwóch drogach: o jednej szerokiej, która wiedzie na zatracenie, po której to chodzi wielu, oraz o drugiej – wąskiej, która wiedzie do żywota. Ta druga jest tak wąska, że aż trudno ją znaleźć, a nawet jak ktoś ją znajdzie, to niewielu po niej kroczy. Dlaczego Bóg dozwala, aby szeroka i wąska droga istniały równocześnie? Dlaczego Ten, który jest skarbnicą mądrości dopuszcza by człowiek stawał przed takim wyborem? Jaka jest tego przyczyna? Żeby zrozumieć to, musimy najpierw wyjaśnić sobie, do jakiego życia prowadzi nas wąska ścieżka? Bóg stworzył różne typy istot, o różnych naturach. Wśród nich są aniołowie o naturze anielskiej, są też ludzie o naturze ziemskiej. Bóg stworzył także zwierzęta, ale są one poniżej natury ludzkiej. Występują zatem różne formy życia o różnych naturach: anielskiej, ziemskiej i zwierzęcej. Wąska droga nie prowadzi do żadnej z nich. To najwyższa forma życia, to życie natury duchowej, natury nieśmiertelności, czyli tej samej, co posiada SAM BÓG. Boska natura, najwyższa ze wszystkich; stan, w którym śmierć nie istnieje; stan, w którym nie ma cierpienia, bólu, choroby czy smutku; stan, w którym nikt nie potrzebuje podtrzymania skrzydeł, by żyć dalej; natura, w której życie będzie samo w sobie; stan samoegzystencji. Bóg przewidział w swoim planie obdarzyć kogoś taką naturą. Zdecydował jednak, że nikt jej nie otrzyma bez wcześniejszego przetestowania. W przypadku aniołów Bóg stworzył ich na początku jako istoty o naturze anielskiej, a później wystawił na próbę wierności. Procedura taka nie jest przyjęta w przypadku Nowych Stworzeń w stanie boskim, zwłaszcza z tego powodu, że główną cechą boskiej natury jest nieśmiertelność. Wyobraźmy sobie, że na początku Pan Bóg stwarza Nowe Stworzenie o stanie nieśmiertelnym, a później dopiero chce sprawdzić jego wierność. Jeśli istocie takiej nie uda się dowieść swojego posłuszeństwa Bogu, to zgrzeszy ona przeciwko Bogu. Grzesznik taki stałby się nieśmiertelny, a Bóg nie mógłby go zniszczyć. Istnieją dwie niemożliwe rzeczy u Boga: pierwsza – kłamać, druga – łamać zawarte przez siebie przymierza. Dlatego jeśli Bóg obiecuje i daje komuś nieśmiertelność, niemożliwe jest, by mógł On to odwrócić i zniszczyć taką istotę, gdyż jest On zobowiązany przez swoje własne prawo. Wyobraźmy sobie tylko, ile szkód mógłby dokonać nieśmiertelny przestępca, jeśli działalność jego porównalibyśmy do zwykłego śmiertelnika, Szatana, czyniącego zło przez 6000 lat. Czasem ludzie w tym złym świecie są tak zmęczeni życiem, że kończą je samobójstwem. Wyobraźmy sobie teraz, ile zła może uczynić nieśmiertelny przestępca, który by był poza zasięgiem naprostowania. Dlatego Bóg w swojej wielkiej mądrości przewidział to wszystko i zdecydował, że nikomu innemu nie zaproponuje boskiej natury, jak temu, który pomyślnie przejdzie próbę wierności. Komu w pierwszej kolejności Bóg przewidział dać boską naturę? Wyobraźmy sobie, że jesteśmy najbogatszymi ludźmi w Polsce; wyjeżdżamy za granicę na kilka lat i chcielibyśmy wyznaczyć pełnomocnika nad wszystkimi naszymi posiadłościami, własnościami. Czy byłby to nasz manadżer? Nie, bo nie moglibyśmy mu zupełnie zaufać. Za to, jeśli byłby u nas syn, z pewnością by otrzymał pełnomocnictwo. Ponieważ możemy się spodziewać, że, jako nasz syn, będzie wierny. Tak samo i Ojciec Niebieski, postanowił dać nagrodę swemu jednorodzonemu Synowi, pierwszemu stworzeniu, przez którego i dla którego wszystko zostało stworzone; ten, który był pierwszy we wszystkim i ten, który przeszedł wszystkie próby zwycięsko (Kol. 1:16-18). Jezus zgodził się z własnej woli stać się Odkupicielem człowieka. Zważywszy na oczekującą Go radość, Jezus wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę ( Tym szczęściem, które Go oczekiwało, nie była jedynie nagroda boskiej natury, ale była nim także i radość z pełnienia woli Bożej. Możemy to zauważyć w Modlitwie Pańskiej, w której Jezus prosi pokornie, by Bóg Go z powrotem przywrócił do tej chwały, którą miał u Ojca, zanim jeszcze świat był stworzony: „A teraz uwielbij mię ty, Ojcze! u siebie samego tą chwałą, którąm miał u ciebie, pierwej, niżeli świat był” – Jan 17:5. Jezus nie usiłował osiągnąć boskiej natury tak jak Szatan, który to chciał być równy Bogu. Ale Jezus uniżył samego siebie do postaci człowieka i był posłuszny, i to nawet do śmierci krzyżowej (Filip. 2:6-8). Jezus chciał jedynie pełnić wolę Ojca. To był stan Jego serca tuż przed przyjęciem chrztu. Psalm 40:8-9 „Wtedy rzekłem: Oto przychodzę; w zwoju księgi napisano o mnie: Pragnę czynić wolę twoją, Boże mój, a zakon twój jest we wnętrzu moim”. Co więcej, Bóg przewidział pewną grupę ludzi mającą być w przyszłości wraz z Jezusem w stanie nieśmiertelności i ci powinni zwać się braćmi Jezusa. Rzym. 8:29 „Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci”. Do jakiej klasy stworzeń mogła być ta okazja dana? Do każdej, warunkiem było zupełne naśladownictwo Jezusa. „Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci” – Rzym. 8:29. Postawmy się na miejscu Boga i zastanówmy się, czy możliwość osiągnięcia boskiej natury mogła być dana też aniołom, czy też nie? Jeśli jakiś anioł miałby zdobyć taką pozycję, to musiałby się stać naśladowcą Chrystusa, cierpieć prześladowania i być wiernym aż do śmierci. Żeby cierpieć prześladowania i być wiernym aż do śmierci, wśród aniołów musiałby istnieć stan nienawiści, samolubstwa, sporów, złości, a więc także grzeszności i śmierci, tak by mogli oni swej wierności dowieść. Stan taki nie mógł istnieć wśród aniołów, więc Bóg nie zaakceptował takiego planu. Konsekwencją grzechu jest śmierć ludzkości; Bóg postanowił wybrać szczególną klasę z tego rodzaju. Próba wierności Jezusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie są powiązane z grzechem i jego skutkiem – śmiercią. Tak więc Jezus może służyć za przykład dla pozostałych członków Nowego Stworzenia (1 Piotra 2:2). Zauważmy tylko ten cudowny plan, który Bóg przygotował dla nas. Nie dał Bóg takiej okazji nawet świętym aniołom, ale to NAM ją zostawił. Jaki rodzaj ludzi przeznaczył Bóg? 1 Kor. 1:26-27 „Przypatrzcie się zatem sobie, bracia, kim jesteście według powołania waszego, że niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu, ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne”. On wybrał nas, tych, którzy są niczym w oczach tego świata. To nam właśnie dał taką wspaniałą możliwość osiągnięcia natury, jaką sam posiada. Przypatrzmy się Bożej miłości. Jak się ona zachowuje? Nikt nie może zupełnie pojąć Jego miłości względem nas; jest ona całkowicie niesamolubna, tak jak pisze apostoł Jan w 1 Jana 3:1 „Patrzcie, jaką miłość dał nam Ojciec, abyśmy dziatkami Bożymi nazwani byli. Dlategoć świat nie zna nas, iż onego nie zna”. Nie było takiego zarządzenia, według którego Bóg powinien był wyratować nas od śmierci Adamowej. A mimo to, zesłał On swojego Syna, żeby umarł za nas. Jak wdzięcznymi powinniśmy Mu być! Z całego serca powinniśmy Mu dziękować za tak cudowny plan. Bóg stworzył niezwykłe rzeczy. Przypatrzmy się przepięknym gwiazdom w naszym układzie słonecznym. Takich gwiazd są miliony, każda z nich jest jakby osobnym słońcem, bywają gwiazdy dużo większych rozmiarów niż nasze słońce. Bóg nazywa wszystkie gwiazdy po imieniu, kontroluje ich ruch. Jaką mądrość musi On posiadać! (Psalm 147:4,5) W porównaniu do tych wszystkich potężnych Bożych dzieł człowiek wydaje się niczym przed Jego obliczem, jeśli zastanowimy się nad wyznaniem Dawida – Psalm 8:4-5 „Gdy się przypatruję niebiosom twoim, dziełu palców twoich, miesiącowi i gwiazdom, któreś wystawił, Tedy mówię: Cóż jest człowiek, iż nań pamiętasz? albo Syn człowieczy, iż go nawiedzasz?” Czym jest człowiek, że o nas pamięta Bóg i że tak dba? Izaj. 40:15,17 „Oto narody są jako kropla z wiadra, a jako proszek na szalach poczytane są; wyspy jako najmniejszą rzecz porywa. Wszystkie narody są jako nic przed nim; za nic i za marność poczytane są u niego”. Bóg mówi, że wszystkie narody są niczym w Jego oczach. Mimo to Bóg nadal nas usprawiedliwia przez Chrystusa i daje nam wspaniałą szansę. Możemy zastanawiać się, dlaczego wybiera taką klasę? Jaki jest Jego cel? Dlaczego Bóg nie wybiera spośród świata, który jest wytworniejszy, popularniejszy, bardziej wpływowy, o szlachetnym pochodzeniu, który jest mądrzejszy, który posiada ustabilizowany charakter... itp., przez który Prawda mogłaby być rozgłaszana szybciej i łatwiej? Dlaczego Bóg upodobał sobie w większości tych z niższych warstw społecznych? Klasa ta jest wybierana i wkrótce otrzyma możliwość królowania z Chrystusem nad całym światem przez 1000 lat w nieśmiertelnej naturze. W wieku Tysiąclecia cała ludzkość powstanie i stopniowo będzie przywracana do doskonałości. Właśnie w tym celu – przywrócenia człowieka do harmonii z Bogiem – ta specjalna klasa jest wybierana spośród ludzi. Kiedy Jezus przyjdzie, aby objąć królowanie na ziemi, będzie On posiadał wiele tytułów, zaszczytów, będzie też zakładał różne urzędy, które mają funkcjonować w Tysiącleciu. Obj. 19:12 „A oczy jego były jako płomień ognia, a na głowie jego wiele koron; i miał imię napisane, którego nikt nie zna, tylko on sam”. Jezus miał wiele koron na swej głowie. Co przedstawia korona w Biblii? Korona oznacza królowanie, a wiele koron to wiele tytułów i urzędów w królestwie. Chrystus noszący wiele koron oznacza różne stanowiska ustanawiane przez Niego w czasie tysiąca lat. Znamy kilka stanowisk, urzędów, które Jezus będzie sprawował z upoważnienia Ojca, a są to m. in.: urząd Sędziego, Kapłana, Króla, Prawodawcy, Pośrednika, Wiecznego Ojca, Księcia Pokoju... A najważniejszymi funkcjami są: Sędzia, Kapłan, Król. Wraz z Chrystusem urzędy obejmie i Kościół. Sędzia – ta grupa Maluczkiego Stadka stanie się wraz z Chrystusem sędziami (1 Kor. 6:2) „Azaż nie wiecie, iż święci będą sądzili świat?” „Sędzia” w języku greckim brzmi „kreeno”, co znaczy „rządzić”, „osądzić”. Jaki powinien być sędzia? Bóg, kiedy daje Mojżeszowi Prawo, mówi mu, jaki ma być sędzia (3 Mojż. 19:15). Nie powinien być jak współcześni sędziowie, którzy zmieniają wyrok za pieniądze. Przyszli sędziowie nie dopuszczą się żadnej niesprawiedliwości w osądach. W Przyp. 24:23 jest powiedziane, że nie powinniśmy mieć względu na osobę. Oznacza to, że mamy sądzić sprawiedliwie, z miłością i bez stronniczości naszych wrogów, tych, którzy nas źle traktują, tych którzy chcą nas zabić. W Tysiącleciu, kiedy wszyscy zmartwychwstaną, ludzie ciągle będą się znajdować w stanie grzeszności. Aby sądzić ich tak, jak było wspomniane, powinniśmy kochać wszystkich równo, powinniśmy osiągnąć taki stopień miłości, byśmy umieli kochać naszych wrogów. Takie cechy musimy w sobie pielęgnować. Kapłan – Kolejną pracą, jaką Kościół będzie się zajmował z Chrystusem, jest dzieło kapłaństwa (Obj. 5:10). Dzieło kapłaństwa polega na wstawiennictwie jako pośrednik; to kształtowanie w sprawiedliwości, aby pojednać człowieka z Bogiem. Kapłan – znaczy nauczyciel, wychowawca w sprawiedliwości. Tak jak Aaron i kapłani byli wyznaczeni, by dbać o potrzeby całego ludu Izraela i służyć mu, tak samo pozafiguralne kapłaństwo ma dbać o potrzeby ludzi całego świata i służyć wszystkim tym, którzy pragną przyjść do harmonii z Bogiem. Kapłan pouczał ludzi, w jaki sposób mają wieść życie zgodnie z Bożymi wymaganiami. Podobnie i Kościół powinien pouczać i instruować świat co do Bożych praw i pomóc im wrócić do doskonałości. Kościół stanie się kapłanem w Tysiącleciu, ale już teraz ma on swojego Najwyższego Kapłana. Kim jest ten Najwyższy Kapłan? Jest nim Jezus. Tak więc jeśli się Mu przyjrzymy, dowiemy się, jakie są dobre cechy kapłana i jakim on powinien być. Spójrzmy na werset: Hebr. 4:15-16 „Albowiem nie mamy najwyższego kapłana, który by nie mógł z nami cierpieć krewkości naszych, lecz skuszonego we wszystkim na podobieństwo nas, oprócz grzechu. Przystąpmyż tedy z ufnością do tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i łaskę znaleźli ku pomocy czasu przygodnego” (BG). On, jako nasz łaskawy Najwyższy Kapłan, potrafi nas zrozumieć, pomóc nam, poinstruować nas i pokierować nami. Dlatego właśnie możemy śmiało zbliżyć się do tronu Jego łaski i z pewnością znajdziemy pomoc. Ale jak On może nas rozumieć i pomóc nam? Ponieważ na nasze podobieństwo obeznany jest On z wszystkimi słabościami; wszystkie próby, które przechodzimy, Chrystus przeszedł wcześniej bez grzechu, dlatego potrafi nas zrozumieć. On wie, jakim trudnościom trzeba stawić czoło wykonując wolę Ojca w tym złym świecie. Jako nasz Najwyższy Kapłan jest on litościwy i współczuje naszym słabościom. Słabości (krewkości – BW) w języku greckim to „astheno”, co oznacza słabość, bezsilność. Jak Jezus cierpiał krewkości nasze, skoro był doskonałym, bezgrzesznym człowiekiem? Czy Jezus cierpiał z powodu jakiejś słabości? Nie! Kiedy cudownie uzdrawiał chorych, wtedy uchodziła z Niego moc. Wtedy stawał się słaby, współodczuwał słabości i cierpienia świata (Mar. 5:10; Łuk. 6:19). Z nami jest jednak inaczej; nie jesteśmy doskonali i niewiele możemy przekazać innym żywotności. Więc poruszają nas słabości i niemoce innych, kiedy dzielimy się doświadczeniami tego świata, co pozwoli nam współczuć im w czasie, kiedy będziemy ich sądzić(1 Kor. 10:13). Będziemy też mogli pomóc innym w ich słabościach i pomagać im przezwyciężać je, przekazywać prawdę, niezbędną opiekę, uczyć jak rozwijać w sobie łagodność, cierpliwość, braterską uprzejmość, pokorę, miłość i inne dobre cechy charakteru. Jeśli mamy być takimi, jakimi mamy być teraz? Jeśli ktoś przychodzi i prosi o pomoc lub poradę, jak go traktujemy? Czy okazujemy mu miłość i współczucie? Albo gdy ktoś dzieli się z nami swoimi smutkami, czy rozpowiadamy wszystkim na około o jego problemach, przysparzając mu więcej bólu? (Przyp. 11:13-14). Tak jak Jezus jest cudownym doradcą, podobnie i Kościół powinien dawać innym pomocne wskazówki (Izaj. 9:6). Jak można uczyć kogoś, samemu nie posiadając tych cech? Aby nauczać innych, sami na początku musimy rozwinąć te cechy. Król – Następnym urzędem przewidzianym dla Kościoła i Chrystusa jest urząd króla (Obj. 5:10). Jak rządzi król? Pod jego rządami ma panować sprawiedliwość, prawość, pokój i moc. Dawniej ludzie zwykli kłaniać się królowi, nikt nie podnosił swej głowy przed nim. Król rządził w taki sposób, że poddani czuli przed nim respekt. Podobnie Chrystus wraz Kościołem zaprowadzi surowe rządy, aby przywieść do pokory wszystkich ludzi (Obj. 2:27) „I będzie rządził nimi laską żelazną, i będą jak skruszone naczynia gliniane”. Kto trzyma tę laskę, czy, jak mówi Biblia Tysiąclecia, „rózgę”? Nauczyciel, aby mieć posłuch wśród swoich uczniów, używa rózgi (Przyp. 13:24). Dlatego rózga oznacza dyscyplinę. W takim razie, co ma oznaczać laska/rózga żelazna ? Drewnianą rózgę nietrudno złamać, ale żelazna jest dużo twardsza. Tak więc rózga żelazna oznacza twarde i surowe rządy, w których poprzez dyscyplinę utrzymywany jest pokój w czasie tysiąclecia. Naczyniami są ludzie, a ich skruszenie oznacza wyplenienie ich złych cech, a w efekcie nauczenie ludzi pokory. Dzięki temu będą posłuszni królowi i będą mogli przyjąć prawdę. Do tak zaszczytnej i odpowiedzialnej roli Bóg powołuje Nowe Stworzenie. Czy Bóg da nam tą pozycję od tak, po prostu, bez sprawdzania nas ? Nie! Przetestuje nas dokładnie i tylko wtedy da nam nagrodę. [dokończenie artykułu w następnym numerze] br. Raju (Indie) Następny artykuł Wstecz Do góry
Od paru tygodni żyjemy zamknięci w swoich domach. Z dala od bliskich, rodziny, przyjaciół. W kompletnie nowej rzeczywistości, która wielu przeraża, martwi, budzi niepokój. Paradoksalnie, to również czas wyjątkowy, a nawet, jak mówił w ostatnim vlogu „Langusta na palmie” Ojciec Szustak: „czas, który może być dla nas błogosławieństwem”. To, co się teraz dzieje i to, jak musimy teraz funkcjonować, jest zdaniem Dominikanina jedną z najlepszych rzeczy, jaka mogła nam się wydarzyć. Jest niezwykłą okazją do poznania siebie, ale przede wszystkim sprawdzenia tego, jak bardzo wierzymy i ufamy Bogu. To czas, kiedy możemy rozwinąć się duchowo, rozwinąć się wewnętrznie. Bóg daje nam dziś okazję do tego, by odnaleźć sens naszej wiary. Daje nam okazję do znalezienie odpowiedzi na pytania: czy potrafimy żyć dziś bez Kościoła, bez nabożeństw, zewnętrznych formuł modlitewnych? Wielu ludzi myli wiarę w Boga z religijnością. Kiedy pytam znajomych o to, czy wierzą w Boga często odpowiadają: „Wierzę w Boga, ale nie chodzę do Kościoła. Bóg jest wszędzie”. Kiedy zadaję drugie pytanie: „A wierzysz Bogu?”, najczęściej zapada cisza. Bo, jak zwraca uwagę o. Augustyn Pelanowski, istnieje delikatna różnica (która w obecnych czasach przybiera na wadze) między wierzyć w Boga, a wierzyć Bogu. Ojciec Pelanowski pisał także o tym, że wiele osób utożsamia wiarę z religijnością, a to dwie różne rzeczy: „Religijność odpowiada na pytanie: Co robić? Wiara odpowiada na pytanie: Kim jestem?”. Mamy w tej chwili niezwykłą szansę na poznanie siebie, sprawdzenie swojej wiary, nie swojej religijności. Sprawdzenie naszej osobistej, autentycznej relacji z Bogiem, której wiele osób wierzących nie ma. Czas, który nas zastał, to czas, który pozwala zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi w byciu z Panem Bogiem. Jeśli uważasz, że bycie z Bogiem to jedynie coniedzielna msza święta czy sakrament pokuty raz w miesiącu, to jesteś w błędzie. Ojciec Szustak nazywa ten rodzaj wiary „katolicyzmem chodzonym”. Z kolei Arkadiusz Łodziewski, ewangelizator, autor bestsellerowego „Poradnika Bożego”, pisze w swoich książkach o ludziach, którzy często przychodzą do kościoła podpisać tylko „listę obecności”. Z obowiązku, a może i przyzwyczajenia. Bo tak są nauczeni od małego. Jak mówił w wywiadzie dla portalu „Istnieje wspólna tendencja u większości katolików – nie czytają Pisma Świętego. Jest to najgorsze zaniedbanie. Chodzą do kościoła, wielu przyjmuje Komunię Świętą, ale nie czytają Biblii. Ludzie mają błędne poczucie, że słuchając czytań w kościele, czytają Biblię. Niestety, tekst, którego słuchają podczas Mszy Świętych, nie stanowi nawet 10% całego Pisma Świętego. Naszym orężem do walki ze złem jest Słowo Boże. Ale ludzie o tym zapominają”. Dlaczego postanowiłam napisać ten artykuł i zaprosić do podzielenia się swoimi przemyśleniami z moim koleżankami, kobietami biznesu? Bo chcę pokazać ludziom, że w tym szczególnym czasie możemy na nowo odbudować relacje z Bogiem lub jeszcze bardziej je umocnić. Możemy odkryć sens naszej wiary. Możemy żyć bez lęku i obawy przed tym, co przyniesie jutro. Bo rozmowa z Bogiem, codzienna gorliwa modlitwa dają niesamowity spokój. Dają siłę i moc do tego, by – jak mówił w niedawnej konferencji ks. Dominik Chmielewski – „koronować Jezusa, a nie wirusa”. By się nie bać! Wystarczy tylko zaufać. Bogu, Maryi. Wraz z zaprzyjaźnionymi koleżankami z którymi na co dzień współpracuję biznesowo chcemy zachęcić Was do zajrzenia w głąb siebie. Zastanowienia się nad swoją relacją z Bogiem. Dla mnie ten czas to moment na odkrycie cudowności i niezwykłości Matki Bożej. Z którą nie zawsze byłam blisko. Modlitwa różańcowa zawsze mnie męczyła i nudziła. Dziś, dzięki temu, że zawodowo zwolniłam, że mam więcej czasu na czytanie, kontemplację, modlitwę zakochuję się w Maryi na nowo. Jestem w trakcie 33-dniowych rekolekcji maryjnych „Oto matka Twoja” ofiarowania się Trójcy Przenajświętszej przez Niepokalane Serce Maryi. Czytam fantastyczną książkę „Życie Maryi w wizjach wielkich mistyczek” i czuję, jak bardzo moje serce otwiera się na miłość Matki Bożej. Kilka dni temu jeden ze znajomych napisał do mnie, że na moim Facebooku nie widać strachu, lęku, paniki. Że jest tak pogodnie i kolorowo. Jakbym żyła w innym świecie, bez koronawirusa. Odpisałam mu: „Bo nie czuję strachu. Nie boję się wirusa”. Był zadziwiony. Napisałam, że się modlę. Że modlitwa daje mi niesamowity spokój. Zresztą nie tylko mi. Przeczytajcie, co na temat obecnej sytuacji i ogromnej sile modlitwy mają do powiedzenia wyjątkowe kobiety sukcesu. Dziewczyny, które nie wstydzą się swojej wiary, mimo że w kręgach biznesowych oraz świecie, w którym ja działam, czyli show-biznesie, mówienie o Bogu nie jest modne. Mało tego, często jestem z tego powodu wyśmiewana, nazywana nawiedzoną, dewotką, neofitką, oszołomem. Nie zraża mnie to. Moją tarczą jest On. Bóg Ojciec. Boża Opatrzność, o której mówi też Anna Miastkowska z Grupy Komunikacyjnej Jagiełło Miastkowska – Czasy, w których żyjemy są niezwykle trudne, ale siłę i nadzieję do patrzenia w przyszłość z pozytywnym nastawieniem, w ogóle do patrzenia dalej, wyżej, daje mi wiara. To nie znaczy, że nie martwię się tym, co jest i co może być, to nie znaczy, że nie targają mną takie zwykłe ludzkie emocje jak strach, poczucie niepewności, rzadko, ale nawet przygnębienie. Jednak gdzieś głęboko mam poczucie, że będzie dobrze, bo znam Jego siłę i moc. Teraz nawet w kontekście medycyny mówi się bardzo dużo o konieczności zadbania o ducha, duchowość, bo w procesie powrotu do zdrowia czy utrzymania równowagi, niezbędna jest głowa, pozytywne nastawienie, wyciszenie. Może to być medytacja albo modlitwa. Dla mnie właśnie modlitwa jest skutecznym rozwiązaniem na jakieś stany niepokoju, pozwala odnaleźć siłę, daje nadzieję, a nawet pewność, że będzie dobrze. Wielokrotnie przekonałam się o tym, jak potężną moc ma modlitwa. Zamknięte aktualnie Kościoły nie są przeszkodą do dbania o duszę, bo nie możemy sprowadzać wiary tylko do obrządków kościelnych (są ważne, ale liczy się prawdziwa relacja z Bogiem). Kwarantanna pomaga się wyciszyć, uspokoić, zastanowić nad tym, co naprawdę w życiu najważniejsze. Nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się cały kraj i świat, ale bez oparcia w wierze. Wiem, że czuwa nade mną Opatrzność, a wtedy nic złego nie może się stać. Podobnego zdania jest także Jolanta Zajdel, prezes Sunvita sp. z : – W obecnej sytuacji wiara i silna więź z Bogiem powala ze spokojem patrzeć w przyszłość. Kwarantanna to poza możliwością spędzania większej ilości czasu z bliskimi, ogólnego wyciszenia, może też nadrobienia zaległości domowych, to przede wszystkim czas nawiązania czy zacieśnienia relacji z Bogiem. Nie tylko w czasie pandemii, ale od lat z pomocą przychodzi mi Święta Hildegarda – wzór pod każdym względem. Fenomen Świętej polega na tym, że poza niezwykłym przykładem, jakim ona jest pod kątem więzi z Bogiem, wspaniale też pokazuje, jak na co dzień żyć, aby dbać o ciało i duszę. Święta Hildegarda twierdziła, że ciało jest naszą tuniką, którą Pan Bóg nam podarował na czas życia na ziemi, ale naszym obowiązkiem jest dbanie o to ciało tak, aby oddać je Bogu w stanie niepogorszonym. O ciało trzeba dbać również po to, aby móc służyć rodzinie oraz innym ludziom, mieć siłę do wypełniania swoich ziemskich obowiązków. Do rozwoju duchowego potrzebne jest zdrowe ciało, ale jednocześnie te sfery przeplatają się, bo nie można być zdrowym na ciele, kiedy życie wewnętrzne nie jest uporządkowane. I to właśnie daje mi wiara i Kościół – poszerza horyzonty, pozwala się rozwijać duchowo. Zagłębianie w życiorysy świętych to wspaniała lekcja życia, a w przypadku Hildegardy również lekcja dbania o zdrowie, a dzisiaj ta umiejętność i świadomość istoty ciała w procesie rozwoju duchowego, to wielka wartość. Wiara daje siłę, spokój, poczucie, że jest wyższe dobro niż to doczesne życie, ale skoro już jesteśmy na ziemi, to żyjmy najpiękniej jak to możliwe. Wiara to przede wszystkim zaufanie do Boga. Jako osoba czerpiąca z nauk Świętej Hildegardy z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że robię, co w mojej mocy, aby na codzienne wyzwania (jak właśnie choroby) jak najlepiej odpowiadać, czyli staram się im po prostu zapobiegać. Dbam o zdrowie, a przez to mam świeżą głowę i czyste myśli, co pozwala skupić się na relacji z Bogiem, wyciszyć. A reszta w Jego rękach. Małgorzata Przywecka, na co dzień związana z francuską firmą kosmetyczną DLG, mówi, że wiara w obecnym czasie jest szansą skonfrontowania się z samym sobą, a także szansą na znalezienie odpowiedzi na pytania: Kim dla mnie jest Pan Bóg, czym dla mnie jest Eucharystia, czy tęsknie za Jezusem żywym w Tabernakulum? Czy może wystarczy mi ten za szklanym ekranem w odprawianej Mszy św.? Jak twierdzi: – Miałam dostatecznie dużo czasu, aby się nad tym zastanowić. Odpowiedź przyszła bardzo szybko. Decyzja o zamknięciu kościołów, drastyczne ograniczenia osób w kościele spowodowały tym większą tęsknotę za przyjęciem Jezusa na kolanach i do ust. Uparcie szukałam miejsca, w którym mogłabym przyjąć Jezusa Żywego w Komunii św. Jeśli pragnienie jest ogromne i zgodne z Wolą Bożą, to Pan Bóg zawsze znajdzie sposób, aby to pragnienie zaspokoić. Wiara i ufność to bardzo ważne aspekty w relacji z Panem Bogiem, szczególnie w obecnym czasie. Jeśli ufasz Bogu całkowicie, to przestajesz się bać. I nie dotyczy to tylko pandemii, dotyczy każdego aspektu mojego życia. „Jezu ufam Tobie” to nie pusty slogan. To głęboka wiara w Bożą Moc. To Bóg jest Panem życia i śmierci i tylko On wie, kiedy nas powołać. Jezus mówi „Nie lękajcie się”, ale przede wszystkim mówi do tych, którzy starają się żyć według Jego przykazań. Dlatego się nie lękam i przygotowuję się na każdą ewentualność, przyjmując Jezusa, codziennie będąc w Stanie Łaski Uświęcającej. Bo jeśli wierzysz, że nagroda jest tam w niebie, to każdy dzień w tym zepsutym świecie (na ziemi) przestaje być radością. Jest mi wstyd za ten świat, za to całe bagno, które w ostatnim czasie tak mocno się powiększyło. Znieczuliliśmy się na tak wiele rzeczy, że dla mnie gorsze od pandemii wirusa jest pandemia grzechu. Zastanawiam się, co jeszcze musi się stać, aby ludzie padli na kolana i zaczęli się tłumnie nawracać? Dlatego trzeba się modlić za grzeszników i niewierzących, wyrywać z rąk szatana i wtedy świat stanie się lepszy. Bo świat to my – ludzie. O Bogu i modlitwie, która daje spokój i nie pozwala popaść w marazm i depresję, mówi Dorota Lange, właścicielka Make Up Academy by Dorota Lange w Białymstoku (dzięki której trafiłam do ks. Mateusza Bajena i weszłam na drogę nawrócenia): – Dzień bez rozmowy z Bogiem jest dniem straconym. To właśnie Jezus każdego dnia nadaje mi sens, moim działaniom. W dobie walki z pandemią i odizolowaniu od świata to dzięki Niemu nie popadam w depresję, marazm, nie przychodzą czarne myśli. Rozmawiając z nim każdego dnia, doświadczam ogromnej łaski spokoju oraz wielu błogosławieństw. Odkąd się nawróciłam, otrzymałam wiele łask Bożych, czułam wręcz fizycznie, jak Jezus spaceruje ze mną, gdy idę wyprowadzić psa. Tak zwyczajnie, jak przyjaciel kroczył ze mną, a ja czerpałam z Jego towarzystwa, ile tylko mogłam. Dlatego wiem, że dziś również jest obok mnie chociaż nie doświadczam już tej fizyczności, ale mam w sobie tyle wiary, że wiem, że jest obok, siedzi wygodnie w fotelu. Jest moim Ojcem i kierunkowskazem. Wiem, że obrałam właściwą drogę, drogę miłości i dobroci, drogę do Ojca. To dzięki niemu nie boję się jutra, bo wiem, że będzie jeszcze pięknie. Kilka lat temu Bóg zagościł w moim sercu i dziś, kiedy zamknięte są kościoły, On jest! Jest w moim sercu i to się nie zmieniło. Każdemu życzę takiego przyjaciela, pocieszyciela. On żyje w każdym z nas, wystarczy tylko otworzyć swoje serce. Jezus czasami puka wiele lat i my go nie słyszymy, ale nigdy nie jest zbyt późno, żeby otworzyć swoje serce i wraz z wiosną wpuścić Go! A On na pewno Cię poprowadzi dobrą drogą. O tym, że relacja z żywym Bogiem, jest stylem życia mówi Julita Sędziak, właścicielka „Anielisko Handmade – ręcznie szyte anioły”: – Lubię powtarzać, że wiara to relacja z Jezusem, a relacja z Jezusem to mój styl życia. Inaczej już chyba nie mogę. Miałam w życiu wiele stresowych i trudnych sytuacji, zagrożenie życia i walkę o nie. Zawsze szłam po pomoc, wsparcie, radę najpierw do Boga i to On dawał mi rozwiązanie, ludzi, którzy pomagali, dodawał nadziei w swoim Słowie. Czy moja wiara jest niezachwiana? Tego nie wiem, ponieważ często tak po ludzku boję się, przestaję ufać, narzekam, oskarżam i pytam: dlaczego? Dlaczego właśnie ja? Przed wirusem rozwijały się przed naszą rodziną nowe perspektywy: na dom, rozwój mojego biznesu, przedszkole dzieci, zadbanie o moją kobiecość. Wszystko to rozsypało się i sparaliżował mnie strach, a potem złość i pytania „dlaczego?”. W takich sytuacjach krzyczę wprost do Boga, a On zawsze mi w jakiś sposób odpowiada. Tym razem odpowiedział mi nadzieją mojej wspólnoty. Mimo kwarantanny zebraliśmy się na wspólnej modlitwie on-line. Nabrałam Ducha nadziei i pokoju i zaczęłam działać w inny sposób, a ten zaowocował nowymi zleceniami, możliwościami (rozpoczęłam zdrowotną dietę, na którą dotąd nie miałam czasu). Dobrzy ludzie pomogli nam ogarnąć finanse. Nadal mam obawy, zastanawiam się, co będzie, jak sobie poradzimy, ale wiem, że nie jestem sama. Zawsze mogę przyjść do kochającego Ojca – On mnie poprowadzi. Zawsze staram się wyciągnąć i zobaczyć dobro, bo Bóg jest dobry. W tym czasie, mimo że jest trudny i pełen obaw, zobaczyłam, że mogę jeszcze bliżej przylgnąć do tej Wielkiej Miłości, na nowo odkryć moją relację i skonfrontować ją z moją religijnością. Tęsknię za Mszą Świętą, tęsknię za wspólnotą, przytuleniem, uśmiechem bliskich, za rozmowami i spotkaniami, za dobrą kawą na mieście. Tęsknię za wolnością, za swobodą wyboru, gdzie i z kim mogę się spotkać. Jednocześnie doceniam bardzo wszystkie te relacje, za którymi tęsknię. Myślałam, że moja rodzina, relacje z mężem, z dziećmi są poukładane i jesteśmy szczęśliwi. Po miesiącu razem 24 godziny na dobę razem wiem już, że można kochać mocniej, jeszcze mocniej się zjednoczyć, przebaczać i być razem. Biorę ten czas jako błogosławieństwo, a nie przekleństwo, mimo że jest trudny. Jolanta Stankiewicz, założycielka Anielskiej Przystani ( głośno krzyczy: – Miłość do Boga nade wszystko! Wszyscy globalnie zostaliśmy dotknięci pewnym końcem, ale jednocześnie pewnym początkiem. Kiedy klękam przed krzyżem, w moim sercu pojawia się pokój. Bóg wlał w moje serce miłość kilka lat temu, wyciągnął mnie z mojej pustyni życia. Wiara jest moim oddechem, to relacja z Bogiem, którą buduję każdego dnia. Dzięki niej ufam i wiem że wszystko jest dobrze. Wiara Bogu to moja ostoja. Czytam Jego słowo i się nie lękam. Apostołowie dwa tysiące lat temu musieli przejść wiele tysięcy kilometrów, aby nauczać i głosić słowo Ewangelii. Jesteśmy wszyscy w momencie wielkich zmian… Czasu przebudzenia, nawrócenia, przemiany serc. Dzisiejsi Chrześcijanie to Apostołowie XXI wieku. Mamy teraz możliwość niesienia Bożego światła poprzez wirtualne łącza. Dla Boga nie ma ograniczeń, czasu i przestrzeni… Duch Święty działa w Nas, abyśmy mówili właśnie teraz o Bożej miłości o tym, jak ważne jest dla nas bycie blisko Boga. To nasza odpowiedzialność i misja. Bóg na nas wciąż czeka, pytanie tylko czy my jesteśmy gotowi oddać mu swoje życie? Na pokrzepienie serc PSALM 231 Bóg pasterzem i gospodarzem: „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. O tym, jak wielką moc ma wiara, mówi także moja serdeczna znajoma, z którą wspólnie odwiedzam kościół Ojców Dominikanów na Służewcu w Warszawie, Ilona Cichecka: – To właśnie wiara w Boga teraz mnie trzyma… A najmocniej słowa, które pomogły mi przetrwać czas 2 lata temu, gdzie tak jak i teraz byłam w sytuacji po ludzku wydawałoby się beznadziejnej: Gdy Pan Bóg pozwala, żeby się coś rozsypało, to tylko dlatego, żeby zbudować coś cenniejszego. Trzymam się tego teraz tak mocno. Brakuje mi teraz tylko dwóch momentów – adoracji Najświętszego Sakramentu i wieczorów uwielbienia. Tęsknię za nimi, ale mam więcej czasu na medytację chrześcijańską, na praktykę modlitwy jezusowej. Tęsknota stała się też moją modlitwą. Uwielbiam Boga sama, w domu… bo owocem uwielbiania Boga jest przemiana sytuacji, która po ludzku wydaje się nie do rozwiązania. Dziś, mimo że nie wiadomo, co będzie dalej, jestem wdzięczna Bogu za to, co dla mnie zrobił w ogóle. Dziękuję mu też za te trudne sytuacje, bo wiem, że On poprzez dziękczynienie i uwielbienie go w tych ciężkich chwilach przemienia te wydarzenia. Takie jest moje doświadczenie, dziękuję i uwielbiam Boga w tym, co dla mnie jest niezrozumiałe. To daje mi spokój, niweluje lęk i strach. Pozwala skupić się na tym, przed czym zostałam postawiona. Ogromnie wierzę, że Bóg wyprowadzi z tej sytuacji dobro. Wiem też, że dostałam czas na realizację zadań i pragnień, które odkładałam zawsze na później, broniłam się przed nimi. Mam takie poczucie, że ten czas jest przesunięciem z miejsca, do którego naprawdę nie pasowałam, w miejsce, gdzie Pan Bóg mnie naprawdę będzie potrzebował i chce mnie mieć. Anna Maria Zagórska, fotografka, wykładowca na warszawskiej ASP, mówi o tęsknocie za Eucharystią oraz o tym, że podczas tego niełatwego czasu uczy się cierpliwości i większej wyrozumiałości dla siebie i bliskich: – W tym czasie pustki i braku tego, co na co dzień dostępne na wyciągnięcie ręki, w tej izolacji od drugiego człowieka, od rodziny, przyjaciół, gdy twarze zakryte i tylko z oczu można czytać ludzkie emocje, wiara w Boga i Jego miłosierdzie jest dla mnie jak życiodajne źródło. W domowym zaciszu, bez pośpiechu, sam na sam z myślami, modląc się, wciąż odnajduję w sobie nowe pokłady ufności w to, że tylko z Bogiem w sercu i pod opieką Maryi może być dobrze. Wiara i modlitwa dają ukojenie, pocieszenie i siłę. Czas zamkniętych kościołów uzmysławia mi, jak cenna jest osobista relacja z Chrystusem i jej pogłębianie. Brak Eucharystii, Sakramentów, spotkań modlitewnych we wspólnocie wyzwala tęsknotę i głód. Każdy dzień i modlitwa uczą mnie cierpliwości, wyrozumiałości i spokoju bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. To czas przewartościowania życia i pokory. Z każdym dniem bardziej doceniam to i życie. Wiara, nadzieja i miłość są jego sensem. Mirosława Kowalkowska, doradca finansowy z Bydgoszczy, członkini elitarnego stowarzyszenia MDRT – Milion Dollar Round Table, mówi o tym, że wiara jest dla niej oparciem i daje poczucie bezpieczeństwa. Wiara, którą, jak mówi: „uprawiam jak ogród”. – Dbam o to, aby moje wszystkie kwiaty były podlane codziennie. Mój dzień rozpoczynam od rozmowy z Bogiem w modlitwie brewiarzowej. Jest tam czas medytacji. Medytacja obejmuje wysyłanie do Boga ogromną wdzięczność za to, co mam, za moją rodzinę, moje dzieci, moich ośmioro wnucząt. Dziękuję Bogu, że obudziłam się i mogę cieszyć się słońcem, światem – roślinnością, która teraz budzi się do życia. Dziękuję Bogu za ludzi, których teraz stawia na mojej drodze. Mam dzięki nim nawracać się, przejść do świętości. A kto to jest święty? Zapyta ktoś – ktoś kto nie opiera się złu, ktoś kogo nie zabija informacja o liczbie śmierci, ktoś, kto umiera dla swoich grzechów i już więcej nie wraca do nich. Wszystko, co mi się zdarza w życiu, to słowo Boga do mnie, do ludzi, do świata. Tak, Bóg powiedział – czyńcie sobie ziemię poddaną. Jednak świat wyrzuca ze swojego życia Boga. Nie ma dowodów na to, że Bóg jest, skoro dopuszcza do tragedii, jaką obecnie oglądamy. Nie ma jednak dowodów na to, że Boga nie ma. Człowiek nie pyta: Co Pan Bóg chce mi przez te fakty powiedzieć. Światem rządzi pieniądz, świat zabija się za pieniędzmi. I co tym ludziom dzisiaj po tych pieniądzach? Umierają w samotności. Obnażają się nasze prawdziwe uczucia: czy panikujesz, czy masz nadzieję w Panu? Bo On jest moim ojcem i poznał mnie jeszcze przed moim narodzeniem. Prorok Jeremiasz opierał się woli Boga bycia prorokiem, ale podporządkował się. Bo głos Boga jest silniejszy niż niechęć spowodowana zniewagami wroga. Może Bóg powołuje również Ciebie poprzez fakty, przed którymi Cię stawia. Może Bóg ma dziś dla ciebie nową misję? To Bóg jest sprawcą naszej historii. Ja mam takie pamiątki, że Bóg jako dobry ojciec opiekował się mną. Nosił mnie na rękach, gdy nie miałam pracy, gdy zdiagnozowano u mnie zanik pola widzenia. Mimo to nadal wierzyłam, że to, co mi się przydarza, jest dobre. Bóg daje łaskę tym, którzy proszą o nią. Bóg daje mi ducha pokoju, a w Wielkim Poście niezwykłą siłę dają mi: modlitwa, jałmużna i post. Pamiętajmy: wiara rodzi się z posłuszeństwa, wiara rodzi się ze słuchania Słowa Bożego. Czas pandemii wykorzystuję na wysłuchanie rekolekcji prowadzonych przez biskupa Grzegorza Rysia z diecezji łódzkiej na jego kanale YouTube. Modlę się w domu, w skrytości serca przesuwam paciorki różańca: za lekarzy, za pielęgniarki, za całą służbę mundurową. Przyjmuję komunię duchową, jestem posłuszna, zostaję w domu. Koronka do Miłosierdzia Bożego o godz. przynagla mnie do ofiarowania tej modlitwy za umierających na całym świecie. Zamiast oglądać kolejny serial, ja dialoguję z Bogiem. Czytam psalmy. Otwieram sobie – tak – gdzie mnie Bóg poprowadzi i wychwalam Boga za to, co mam, psalmem. To dziwne, że tak bardzo każdy chce iść do nieba, pod warunkiem, że nie będzie musiał wierzyć, myśleć, mówić ani też robić czegokolwiek, co mówi Słowo Boże. Modlę się za swoich nieprzyjaciół, za ludzi, od których nie czuję życzliwości – może są nimi, bo nikt się za nich nie modli, nie doznali miłości bezwarunkowej. Modlę się za swoich najbliższych. Bóg zsyła mi takiego męża, abym się nawróciła. Bóg umarł za moje grzechy. Czy ja mogę umrzeć za mojego męża, który nie jest taki, jak ja oczekuję. To ja mam się zmienić, nie wszyscy inni! Bóg zmienia mnie poprzez moją historię. Idź i głoś, że jeśli Bóg jest ze mną, to kto przeciwko mnie? Pamiętajmy: Bóg może wszystko – nawet wskrzesić umarłego od trzech dni Łazarza. O tym, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i że jeśli tylko zwrócimy się w Jego stronę, to On nam pomoże, mówi ostatnia moja rozmówczyni Kalina Nowakowska: – Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że z tęsknotą będę szukać Boga i będę Go pragnęła, to nie wiem, jak bym zareagowała. Dawniej moja wiara opierała się na zasadzie: jak trwoga, to do Boga, ale 2013 rok był przełomowy. Podczas pielgrzymki do Medugorje moje oczy dosłownie otworzyły się, zaczęłam postrzegać świat i moje życie zupełnie inaczej. Kiedy zaczęłam pogłębiać swoją wiedzę na temat Boga, Maryi, obecności Aniołów w naszym życiu, wiary, kiedy zdałam sobie sprawę z ogromu swoich grzechów i otwarcia się na zło i zagrożenia duchowe – chyba nieświadomie – to w moim życiu zaczęły dziać się zarówno cuda, ale pojawiły się też ogromne walki duchowe. Zdałam sobie sprawę z tego, jak szatan walczy o duszę, którą traci. Przekonałam się fizycznie, jak wspaniale jest poczuć dotyk Boga i Jego miłość, ale również doznałam obecności złego ducha – tego doświadczenia nie da się opisać. Analizując swoje życie, to, co robiłam, śmiało mogę powiedzieć, jak Ręka Boga broniła mnie od śmierci – duchowej i fizycznej. Z ogromną pomocą przyszła Maryja wraz ze Świętym Michałem Archaniołem, kiedy walczyłam z uzależnieniem, które po ludzku nie było do przejścia bez ich pomocy. Dzięki Bogu udało mi się przeżyć nieudane dzieciństwo i okres dorastania, mobbing w szkole, i dziś dzięki Niemu mogę żyć. Pewnego dnia podczas modlitwy różańcowej ksiądz powiedział: „Powinniśmy kochać Boga mimo wszystko, nie tylko wtedy, kiedy nam coś daje, ale kiedy nam zabiera, kiedy jest dobrze, ale i źle”. Powiedziałam: „Boże, nawet kiedy stracę pracę, to będę Cię kochać i nie odwrócę się od Ciebie”. I tak się stało. Pandemia mi ją zabrała, a ja uczę się ufać Bogu, bo nie zostawi mnie i mojego męża bez pomocy. Uczę się żyć dniem dzisiejszym i być spokojną o jutro. Dzisiaj, kiedy zewsząd docierają do nas niepokojące informacje, oddaję wszystko Bogu, proszę o Jego pomoc i ochronę Maryi. Oczekuję na Ich pokój, radość i miłość. Bóg wlewa się w nas od stóp do głów, w dosłownym znaczeniu tego słowa i to uczucie jest nie do opisania. Ponadto pokazuje w obrazach wspaniałe rzeczy, które są dla mnie przedsmakiem nieba. Dziś wiem, że nie potrafiłabym normalnie żyć bez Boga i Świętych. Wiem, że warto się nawracać, bo Bóg to najlepszy Tata na świecie. Pamiętajmy: Bóg jest jedyną drogą, jedyną prawdą i jedynym życiem. Uczmy się z pokorą dziękować Mu za to, co nam daje, ale też czasami zabiera. Bo tylko On jeden wie, co tak naprawdę jest dla nas dobre. Mam pełną świadomość tego, że świadectwa przeze mnie zebrane zostaną przychylnie przyjęte głównie przez osoby, które są blisko Boga, ale mam cichą nadzieję, że może nie teraz, ale za jakiś czas pęknie coś w sercach wielu niedowiarków i otworzą się na wielką miłość Boga. Jak mówiła Matka Boża w swoim przesłaniu w Medjugorje w lutym 1990 roku: „Niewierzącym nie narzucajcie swej wiary. Świadczcie o niej przykładem i módlcie się za nich”. Ilona Adamska
dlaczego bóg zabiera nam najbliższych